26 kwietnia 2013

•011• Bruno Mars – „Unorthodox Jukebox”

Kolejny piątek, kolejna recenzja. Świeżo po zakończeniu liceum, a dzień przed 19-tymi urodzinami postanowiłem przedstawić Wam płytę wyjątkową. Drodzy Czytelnicy, oto przed Wami... Unorthodox Jukebox by Bruno Mars!
Peter Gene Hernandez, bo tak brzmi prawdziwe imię i nazwisko urodzonego na Hawajach piosenkarza i autora piosenek, już od dziecka związany był z muzyką. To właśnie dzięki muzykalnej rodzinie od najmłodszych lat poznawał tajniki muzyki hip-hopu, reggae, R&B czy rocka. Wraz z zespołem ojca grał wiele koncertów, a w wieku 17 lat wyjechał do Los Angeles, by rozpocząć karierę solową. To właśnie wtedy przyjął swój pseudonim artystyczny - Bruno Mars (w domu często nazywany był Bruno ze względu na podobieństwo do wrestlera Bruno Sammartino; człon Mars dodał, bo słyszał od koleżanek, że jest nie z tej ziemi, więc pomyślał, że chyba pochodzi z Marsa).

Młody artysta często podkreśla, że jego idolami byli m.in.: Elvis Presley czy Michael Jackson. Inspiracje Królem Rock&Rolla widać już w wizerunku Bruno Marsa i jego charakterystycznej fryzurze, a Król Popu wpłynął na brzmienia, jakie usłyszeć można było na debiutanckiej płycie Marsa – Doo-Woops & Hooligans. Krytycy muzyczni pozytywnie odebrali pierwszy krążek Hawajczyka, a sam album zapewnił mu popularność na międzynarodowej scenie muzycznej. Z krążka pochodzą takie hity, jak Grenade, It Will Rain, Just The Way You Are, The Lazy Song czy Marry You. Niedługo potem, bo nieco ponad dwa lata później (10 grudnia 2012) na półkach sklepowych pojawił się drugi studyjny album piosenkarza – Unorthodox Jukebox.

O ile debiutancki album zawierał głównie przyjemne, radiowe kawałki, to tym razem cała płyta składa się z dojrzalszych kompozycji. Unorthodox... to prawdziwa fuzja wielu gatunków muzycznych, z którymi Bruno miał styczność od dziecka. Znajdziemy dużą dawkę popu, ale tego dawnego z lat. 80., R&B, a także elementy rocka i reggae. Wyraźnie słychać, że tym razem Mars gra muzykę mniej komercyjną, skupia się na swoim własnym przekazie, a nie podyktowanym przez wytwórnię i nastawioną na milionowy zysk. Poczuć to można już po przesłuchania pierwszego utworu – Young Girls, który odzwierciedla duszę i serce Hawajczyka. Nie ukrywam, że zawsze mam łezkę w oku podczas słuchania właśnie tego numeru. To jeden z największych walorów całej płyty: mnóstwo pozytywnych emocji skumulowanych w zaledwie dziesięciu kompozycjach. Dużym plusem albumu jest również, znany już z Doo-Woops... charakterystyczny, lekko przekrzyczany, głos Marsa oraz niepowtarzalne sekcje instrumentalne. Wprowadzony w pozytywny nastrój natrafiłem na pierwszy singel albumuLocked Out of Heaven, w którym nietrudno poczuć inspiracje dawnym popem, który zupełnie różni się od tego „współczesnego”. Kultowe już „o yeah, yeah!” Bruno Marsa dopełnia tylko całą, przemyślaną w każdym dźwięku kompozycję.


Nawiązania do prawdziwego popu oraz iście „marsowe” okrzyki odnalazłem też m.in. w utworze Gorilla, który mimo głupiego tekstu (np. refrenowe „You and me baby, making love like gorillas”) utwierdził mnie w przekonaniu, że różnica między utworami z Doo-Wops Hooligans a Unorthodox Jukebox jest ogromna i że to nie jest już ten sam Bruno Mars, co dwa lata temu. Teraz jest dojrzalszy muzycznie, jego głos jest mocniejszy, bardziej elektryzujący. A ostatnie kilkanaście sekund, w których słyszymy solo na perkusji, to po prostu magia sama w sobie i kwintesencja dobrej muzyki. Na albumie znajdziemy też cząstkę Michaela Jacksona. W Moonshine i Treasure słychać bowiem wyraźne inspiracje Królem Popu: charakterystyczne dla Jacksona jęki, okrzyki, wysokie dźwięki oraz tło dźwiękowe. Moim zdaniem to piękny ukłon w stronę nieżyjącego już fenomenu muzycznego

Wielką dojrzałość i wrażliwość muzyczną usłyszałem również w When I Was Your Man czy Natalie. Bogate w emocje utwory wzruszyły mnie, z pewnością wzruszą też Was. Zwłaszcza fortepian w pierwszej kompozycji, który jest niezwykły. Podczas słuchania płyty mogłem również na chwilę przenieść się na Hawaje, a to za sprawą Show Me. Mimo mojego negatywnego podejścia do reggae, Mars stworzył trzyipółminutowe cudo i sprawił, że słuchałem tego kawałka kilka razy. Wpłynął na to m.in. sam głos piosenkarza, który z sekundy na sekundę brzmiał coraz przyjemniej.  

Dwa ostatnie utwory, Money Make Her Smile i If I Knew idealnie podsumowały cały krążek. Duża doza muzyki z najwyższej półki, niebanalne kompozycje (napisane przez Marsa we współpracy z Philipem Lawrence i Arim Levine) oraz niepowtarzalny głos piosenkarza nie pozostawiają nikogo obojętnym. Ja jestem od Unorthodox Jukebox dosłownie uzależniony.
TOP 3 of... UNORTHODOX JUKEBOX:
» „Young Girls”
» „When I Was Your Man
» „Moonshine

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz