Po Wielkim Tygodniu najedzony, pełni energii przystępuję do opisywania kolejnych płyt. Poświąteczna recenzja dotyczyła będzie najnowszego albumu Rihanny – Unapologetic!
Robyn Rihanna Fenty, bo tak nazywa się piosenkarka, zaczęła swoją karierę jako siedmiolatka. W wieku 15 lat jej talent odkrył producent Evan Rogers, z którym zaczęła współpracę. Jako nastolatka podpisała kontrakt z wytwórnią Def Jam (na czele której stał wówczas Jay Z). W 2005 roku wydała swoją debiutancką płytę Music of the Sun, która trafiła na prestiżową, amerykańską listę Billboardu. Doceniono ją za połączenie dancehallu, popu, jazzu i R&B. Pół roku później wydała kolejny krążek, A Girl Like Me, natomiast przełomowa w karierze Rihanny okazała się trzecia płyta - Good Girl Gone Bad. To właśnie ta płyta zawiera największe przeboje piosenkarki: Umbrella, Disturbia czy Don't Stop the Music. Album zdobył aż 9 nominacji do Nagród Grammy. Z czasem zaczęła współpracę z wieloma światowymi gwiazdami: Kanye Westem, Justinem Timberlake'em, Ne-Yo czy OneRepublic. Kolejne krążki, Rated R, Loud i Talk That Talk, potwierdzały wysoką rangę oraz talent artystki.
20 listopada 2012 roku Rihanna wydała siódmą studyjną płytę – Unapologetic. Promują go m.in. single Diamonds oraz Stay – bardzo dobrze napisane utwory szybko wpadające w ucho. Po ogromnym sukcesie poprzednich krążków Barbadoski (zwłaszcza Loud, który uwielbiam), oczekiwałem kolejnej bomby. Dlatego też po kupnie albumu, z wielkim zapałem zacząłem zapoznawać się z jego treścią. Podczas przesłuchiwania płyty po raz pierwszy trochę się zawiodłem. Początkowe utwory (Phresh Off The Runaway, Jump i Right Now) nie spodobały mi się przez długie dubstepowe wstawki, które zepsuły mi optymistyczny odbiór piosenek. Jednak na ratunek moim uszom przyszła spokojna ballada What Now?, która podkreśliła dobry wokal artystki. Kompozycja (z krótkim tylko klubowym akcentem) nawiązała do klimatu, do którego przez lata przyzwyczaiła fanów RiRi. Podobnie jak w Love Without Tragedy/Bloody Mary, w którym spodobało mi się nieustannie zwiększające się tempo i dynamika. Największe wrażenie zrobiły na mnie natomiast Get It Over With i No Love Allowed, wyróżniające się (spośród pozostałych 15 piosenek na płycie) całkowitym minimalizmem. Całość utworów stanowił praktycznie tylko mezzosopran Rihanny. Na drugi plan zeszły w nich dźwięku instrumentów, co dodało utworom niezwykłego klimatu i stało się największym walorem kompozycji.
Dobrą stroną płyty jest także gościnny udział w nagraniach wielu muzyków, m.in. Eminema (Numb), Davida Guetty (Right Now) czy Chrisa Browna (Nobody's Businness), co zapewne wzbudziło kontrowersje wśród wszystkich fanów i sceptyków piosenkarki (wszyscy pamiętamy skandal z udziałem „damskiego boksera”). Paradoksalnie, to właśnie ta propozycja spodobała mi się najbardziej. Połączenie głosów Rihanny i Browna stworzyło bardzo dobry numer, który powinien zawładnąć listami przebojów. Do współpracy nad Unapologetic zaproszona została też m.in. Emeli Sandé. Skomponowała dla niej utwór Half Of Me, który ukazał się tylko na specjalnej edycji krążka.
Tę edycję płyty zamykają dwa remixy Diamonds. O ile pierwszy niezbyt wpadł mi w ucho, drugi jest naprawdę w porządku. Zresztą, jak całe Unapologetic – szału nie ma, ale też większych zarzutów postawić mu nie można. Zawód sprawia dubstep w pierwszej połowie albumu, jednak stłumiony zostaje on kilkoma dobrze napisanymi kompozycjami i niezłymi duetami. Album nie jest może najlepszym w dyskografii Rihanny, ale też nie zraża do siebie i można go posłuchać z przyjemnością.
TOP 3 of... THE UNAPOLOGETIC:
» „Nobody's Business”
» „Love Without Tragedy/Bloody Mary”
» „Get It Over With”
Chris Brown nie jest damskim bokserem ! Kocham go !! <3
OdpowiedzUsuńOgolnie płyta spoko, zawiodła mnie piosenka pour it up, what niw takie sobie, za to right now i diamonds rewelacja, no reszta płyty też, oprócz wyżej wskazanej piosenki. Daje 8 na 10
OdpowiedzUsuń