19 kwietnia 2013

•009• Olly Murs – „Right Place Right Time”

W ostatniej recenzji przedstawiłem Wam moje opinię o płycie zwyciężczyni 55. Konkursu Piosenki Eurowizji 2010 – Stardust Leny. Dziś pod lupę wezmę album finalisty równie prestiżowego, choć produkowanego na znacznie mniejszą skalę, konkursu – brytyjskiego talent-show The X-Factor: Olly'ego Mursa i jego Right Place Right Time.
To właśnie 6. edycja tego programu otworzyła piosenkarzowi drogę do kariery muzycznej. Co prawda zajął w niej dopiero drugie miejsce, ale to on okazał się największym wygranym konkursu – zwycięzcy tej edycji, Joe McElderry'emu nie udało się zawojować międzynarodowych list przebojów. Co prawda pierwsza płyta wokalisty (Olly Murs), nie wydostała się poza Wielką Brytanię, single z drugiego albumu In Case You Didn't Know – Heart Skips a Beat oraz Dance With Me Tonight znalazły się na listach m.in. w Kanadzie, Austrii i Australii. 


26 listopada 2012 roku ukazał się trzeci studyjny album finalisty The X FactoraRight Place Right Time. Płytę promuje najwyżej oceniany na listach przebojów singel w całej dyskografii Mursa – Troublemaker z gościnnym udziałem Flo Ridy. Nic dziwnego – typowy radiowy kawałek, który jest dobrym utworem do słuchania podczas joggingu czy domówki. Na szczęście nie cała płyta zachowana jest w tym radiowo-imprezowym klimacie. Na krążku usłyszymy wiele przyjemnych kompozycji, np. Dear Darlin', który pomimo trochę banalnej i przemielonej milion razy ścieżki dźwiękowej pozostaje w głowie przez jakiś czas. Najlepszy fragment utworu to bez wątpienia pre-chorus, czyli „wstęp do refrenu” (ah, te perkusje)...

Muszę przyznać, że barwa głosu Olly'ego nie należy do oryginalnych, przez co nietrudno pomylić go z innymi „gwiazdami” muzyki pop (np. słuchając Loud & Clear przez chwilę byłem pewien, że słucham Justina Biebera (którego Believe (Acoustic) ostatnio opisałem). Niektóre piosenki też może do wybitnych nie należą (w końcu, czego oczekiwać możemy od popularnych finalistów talent-show?), ale większości z nich słucha się z przyjemnością. Tak jak What a Buzz!, który zaczyna się, dość wtórnych już, gwizdaniem, ale jednocześnie przenosi każdego słuchacza w scenerię colleage'ów z seriali dawnych lat.

Przy recenzji Right Place Right Time nie można pominąć tytułowego utworu. Na krążku usłyszymy go można dopiero jako piąty, ale warto chwilę poczekać (i w tym czasie pozachwycać się np. Army of Two, który ma niepowtarzalny, nieco militarny klimat), bo jest naprawdę świetny. Ale to i tak nic przy Hand on Heart, który po nim następuje. Brzmi jak dobra synteza Troublemakera oraz Army of Two – z jednej strony dynamiczny i radiowy, a z drugiej klimatyczny i niekojarzący się z czymś masowym. Największe wrażenie zrobił natomiast Hey You Beautiful, który mimo tego, że zalatuje kiczem i muzyką ze słabego radia, kojarzy się trochę z muzyką „ery disco”. A takie połączenia zawsze się sprawdzają i wpadają w gusta, zwłaszcza moje.

O ile wszystkie 11 utworów zachowanych jest w klimacie pop, najlepsze zachowane zostało na koniec. Chwytająca za serce, wzruszająca ballada One of These Days, działa jak wyciskacz łez. Przyznam się, że w niezbyt radosnych chwilach utwór oddziałuje na mnie naprawdę mocno. I oczywiście, też nie usłyszymy niczego nowego i oryginalnego, ale właśnie taki repertuar (perkusja + pianino) pasuje do Olly'ego najbardziej i taki powinien znaleźć się na jego kolejnej płycie.

Całego albumu Right Place Right Time słucha się przyjemnie, można się przy nim odprężyć. Nie powiem, że to jakieś wielkie muzyczne odkrycie. Jest to jedna z wielu płyt „świeżych” piosenkarzy, ale mimo to warto ją mieć w swojej biblioteczce. Choćby dla samego faktu, że robienie przy niej porządków to niezła przyjemność :)
TOP 3 of the... RIGHT PLACE RIGHT TIME:
» „One of These Days”
» „Army of Two”
» „Hand on Heart”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz