7 maja 2013

•014• Chris Brown – „Fortune”

Tuż po maturze z polskiego („cyborgi świata łączcie się...”) i sprawdzeniu wyników musiałem się odstresować i odmóżdżyć. Dlatego od razu chwyciłem za nową płytę Chrisa Browna  Fortune (Deluxe Edition).
Kariera Christophera Maurice'a Browna rozpoczęła się w wieku 11 lat, kiedy to jego matka odkryła w nim talent wokalny i zaczęła szukać kontaktów do producentów branży muzycznej. Rok 2004 przyniósł kontrakt z Jive Records. Już kilka miesięcy później Brown nagrał swój pierwszy album (Chris Brown), który promował singel Run It!. Płyta pokryła się podwójnej platyny. Trzy lata później zyskał miano najlepszego wokalisty na Kids Choice Awards oraz najpopularniejszego artysty R&B przez telewizję BET. Pojawił się w kilku serialach telewizyjnym, w dramacie muzycznym Stomp the Yard i świątecznym filmie This Christmas. Nagrał album Exclusive z Kiss Kiss jako singlem głównym. 

Największy rozgłos przyniósł mu związek z Rihanną (której Unapologetic opisałem jakiś czas temu), o którym zaczęto plotkować na początku 2008 roku. Rok później wybuchł skandal z udziałem Chrisa, kiedy to wyszło na jaw, że pobił swoją dziewczynę. Wtedy to wiele firm wycofało się z kampanii reklamowych z jego udziałem, rozgłośnie radiowe zbojkotowała go. Po jakimś czasie para jednak wróciła do siebie, a piosenkarz ponownie zaczął zdobywać zaufanie i sympatię fanów. Pod koniec 2009 roku ukazała się płyta Graffiti, a w lutym 2011 roku - F.A.M.E. zachowane w klimacie R&B.

2 lipca 2012 roku premierę miał najnowszy album Browna  Fortune. Poza gościnnymi występami z Pitbullem nigdy nie zapoznawałem się z jego twórczością solową. Dlatego zupełnie nie wiedziałem, czego się spodziewać. Okładka intrygowała   tajemnicze symbole zaciekawiły. Ale już od pierwszego utworu, Turn Up the Music wiedziałem, że będzie to kolejna radiowa papka pt. David Guetta i inni. O ile na początku był to nawet wpadający w ucho kawałek, a mocne uderzenie na początku mi się spodobało, nie wiązałem zbyt wielkich nadziei z pozostałą zawartością płyty. A gdy usłyszałem komputerowo przerabiany głos, zwątpiłem w album całkowicie. Ostatecznie jednak pierwsza piosenka pozostawiła głównie dobre skojarzenia. Z lekką niepewnością i pewną obawą o moje uszy kontynuowałem słuchanie.

Niestety, potem było już tylko gorzej. Efekt „robot-voice”, którego naprawdę nienawidzę, wszechobecny dubstep oraz brak chwytliwości w Bassline i Till I Die (nagrany z Big Seanem i Wiz Khalifą), beznadziejny tekst, a także ogromna wtórność materiału od pierwszej sekundy Party Hard/Cadillac (Interlude) postawiły duży minus przy płycie. Walorem trzeciego tytułu było jedynie ponadminutowe a'capella w wykonaniu Browna i Sevyn. Czyste, bez zarzutu. Gdyby cała płyta była w takim charakterze, byłoby magicznie. W pierwszym miałem momentami wrażenie, że Brown inspiruje się muzyką Beyoncé, a w drugim – piosenkareczkami pokroju Nicky Minaj.

Strip nagrane w duecie z Kevinem McCallem oraz Trumpet Lights z pewnością niebawem staną się hitami, bo idealnie komponują się z tym, co teraz słyszymy w niektórych, słabszych rozgłośniach. Atmosferę Konkursu Piosenki Eurowizji usłyszałem natomiast w Don't Wake Me Up. I mimo, że momentami brzmiał trochę jak Euphoria Loreen, wpadł mi w uszy od razu. Równie szybko jednak stamtąd wyleciał. 

Mirage (feat. Nase) jest bez wątpienia najlepszym kawałkiem z Fortune – prawdziwy hip-hop z niezłym flow. Kolejny utwór, Don't Judge Me, zawiera natomiast najlepszy tekst (co na tej płycie jest rzadkością). Przez cały czas słuchania tego numeru miałem nieodparte wrażenie, że śpiewa o wciąż głośnym konflikcie z Rihanną sprzed kilku lat. 2012 pokazał dość niezłe możliwości wokalne Browna, których jednak na większości utworów nie usłyszymy. Zabrakło mi w nim poweru, ale na skromnym tle muzycznym prezentował się całkiem dobrzeSweet Love skojarzyło mi się natomiast z muzyką typową dla boysbandów lat 90. Bonusowa wersja albumu zawierała dodatkowe 5 numerów, w tym nijakie Tell Somebody, spokojne, nieco liryczne Free Run ze słabym tekstem oraz mocne Wait For You.

Mówiąc najkrócej, jak się da: Fortune polecam jedynie zagorzałym fankom Chrisa Browna i ludziom, których uszy nie mają jakiś większych wymagań. Dla całej reszty będzie to komputerowo przerabiana, pseudo-eletroniczna, nudna płyta ze słabymi utworami i banalnymi tekstami, ale momentami z całkiem dobrym wokalem piosenkarza (zwłaszcza w a'capella i bez kombinowania z „efektem cyborga”). 
TOP 3 of the... FORTUNE (Deluxe Edition):
» „Mirage”
» „Wait For You”
» „Sweet Love”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz