26 października 2013

•047• Katy Perry – „Prism”

Kolejne zaskoczenie roku przed nami. Miley Cyrus wydała bardzo dobrą płytę Bangerz, zrywając dzięki niemu metkę disneyowskiego produktu, a kilka dni później swój przełomowy dla wizerunku materiał zaprezentowała Katy Perry. Na najnowszej płycie artystki – Prism  nie znajdziemy już (na szczęście) przesłodzonej, gorąco-zimnej kalifornijskiej dziewczyny lubiącej całować swoje koleżanki, ale dojrzałą piosenkarkę z ciekawym repertuarem.

O Katheryn Hudson zrobiło się głośno w 2001 roku, kiedy pod szyldem katolickiej wytwórni muzycznej Red Hill wydała swoją debiutancką płytę Katy Hudson. Znalazły się na niej utwory oparte na chrześcijańskim odłamie rocka. Album nie przyniósł jednak korzyści, a wytwórnia upadła. Wokalistka zaczęła szukać swojego miejsca na rynku, podpisując kolejno umowy z Island, Columbia oraz Capitol Music Group, pod którego skrzydłami (i pod nazwiskiem matki – Perry) wydała w 2008 roku swój drugi, przełomowy album – One of the Boys. Wydawnictwo promowały takie przeboje, jak I Kissed a Girl czy Hot n Cold, które przypięły Perry metkę piosenkarki z cukierkowym repertuarem. Pomimo fali negatywnych opinii o płycie ze strony krytyków, wokalistka rozpoczęła międzynarodową karierę, a na kolejny album  – Teenage Dream kazała czekać dwa lata. Podobnie jak poprzednik, płyta pokryła się kilkunastoma platynami na całym świecie. 

18 października 2013 roku ukazała się czwarty krążek wokalistki – Prism, która zmieniła całkowicie wizerunek Katy Perry. Producentami albumu zostali Max Martin i Dr. Luke, z którymi piosenkarka współpracuje od lat. Już po przesłuchaniu pierwszego singla – Roar, mamy do czynienia z całkiem inną, dojrzalszą artystycznie Perry. Z jednej strony nadal słychać pewnego rodzaju dziecinno-nastoletnią banalność (mowa o warstwie tekstowej), z drugiej zaś czuć, że piosenkarka  w sferze muzycznej wskoczyła co najmniej o 5 stopni wyżej. Gdyby tylko do singla powstał w miarę normalny, a nie przepełniony tandetą, teledysk...
Drugi singel, Unconditionally, tylko potwierdził wysoką jakość albumu, zachęcając mnie całkowicie do zapoznania się z resztą materiału z Prism. Było warto, ponieważ niemal każdy utwór prezentował całkiem nową odsłonę wokalistki. Jedna z najciekawszych propozycji z albumu, Walking on Air, przeniosła mnie w klimat dyskotek lat 90-tych, na których królowały brzmienia elektroniki i deep-house'u. Piosenka okazała się jedną z najlepszych z płyty, pomimo banalnego tekstu. Na równie wysoką ocenę zasługuje Ghostpo przesłuchaniu którego całkowicie uzależniłem się od płyty. Elektro-balladowe zwrotki oraz dynamiczny refren stworzyły świetną całość, która bardzo szybko wpada w ucho i pod żadnym pozorem nie chce się wydostać na zewnątrz. Podobnie jak przy większości pozostałych utworów z Prism, egzaminu nie zdaje warstwa liryczna. 

Nie wsłuchując się jednak w słowa, album nadal pozytywnie zaskakuje, głównie dzięki zaprezentowaniu na nim wszechstronności, różnorodnych gatunków muzycznych. W tle dynamicznego Legendary Lovers usłyszeć można plemienno-hinduskie brzmienia, a nawiązujące do nieśmiertelnego Michaela Jacksona Birthday przeniesie każdego na parkiety lat 80. Na Prism nie mogło zabraknąć także elementów hip-hopu, który reprezentują dwa utwory: mroczne Dark Horse (feat. Juicy J.), oraz jedno z najnudniejszych z płyty This Is How We Do zdominowane przez brzmienia trapu. Oprócz tego, na płycie pojawiło się ethno-popowe Love Me oraz elektroniczne This Moment, którego refren prezentuje świetne warunki głosowe piosenkarki (których już, niestety, na koncertach szukać trudno). 
Podstawową wersję albumu zamyka wzruszająca tekstowo, chociaż wtórna muzycznie, ballada By the Grace of God. Na edycji rozszerzonej płyty znajdziemy trzy dodatkowe utwory, w tym zachowane w klimacie, jednak nie wyróżniające się niczym Spiritualgenialne It Takes Two, współtworzone m.in. przez Emeli Sandé z gitarą Johna Mayera na drugim planie, oraz Choose Your Battles ze świetnymi „przeszkadzajkami” w postaci perkusji oraz... kalimby, afrykańskiego instrumentu muzycznego.

Znacznie poważniejsze i dojrzalsze brzmienia, chociaż nadal równie głupkowate teksty spowodowały, że zostałem przyciągnięty do nowego świata wokalistki. Świata muzyki bogatej w różnorodne, hipnotyzujące dźwięki, a nie popowego umpa umpa. Gdyby nie denne teksty, płyta z pewnością zajęłaby pierwsze miejsce w moim rankingu tegorocznych nowości muzycznych. Mam nadzieję, że na kolejnym krążku znajdę jeszcze więcej dobrej muzyki, a warstwa tekstowa w końcu mnie nie zawiedzie.

A wszystkich, którym spodobała się najnowsza płyta Miley Cyrus, zapraszam na jej polski fan page.
TOP 3 of the... PRISM:
» „Ghost”
» „Walking on Air”
» „It Takes Two”

1 komentarz:

  1. Zmiana wizerunku? Ja jakoś tego nie dostrzegam. Dla mnie muzycznie Katy od czasu Teenage Dream za dużo nie dojrzała.

    OdpowiedzUsuń