19 października 2013

•046• Miley Cyrus – „Bangerz”

Postać kontrowersyjna, skandalistka, niegdyż największa gwiazdka Disney'a. Takie i inne określenia pojawiają się najczęściej, kiedy padnie nazwisko Miley Cyrus. Po prześledzeniu ostatnich medialnych dokonań wokalistki nie do końca byłem przekonany do przesłuchania jej najnowszego wydawnictwa – Bangerz. Trzeba przyznać, że rzeczywiście – jest to niezła Petarda.
Miley Cyrus rozpoczęła swoją międzynarodową karierę w 2006 roku. Zagrała tytułową rolę w serialu Hannah Montana, który przyniósł jej światową sławę i przypiął metkę gwiazdki Disney Channel. Po nagraniu kilku sezonów serialu oraz produkcji Hannah Montana: The Movie, Cyrus postanowiła spróbować swoich sił jako piosenkarka. W ciągu czterech lat nagrała cztery albumy – Meet Miley Cyrus w 2007 roku, Breaout (2008), The Time of Our Lives (2009), Can't Be Tamed (2010). Piątą płytą wokalistki został Bangerz, który miał swoją premierę 4 października br. Cyrus bez wątpienia odcięła się dzięki niemu od wizerunku Hannah Montana i weszła w dorosłe, nieco wulgarne, życie. Swoimi skandalicznymi występami sprawiła, że raz na zawsze pożegnaliśmy grzeczną i poukładaną Miley Stewart z serialu dla nastolatek, a poznaliśmy drapieżną, chociaż sprawiającą wrażenie niewyżytej seksualnie i nieco zagubionej w nowym wizerunku Miley Twerk Cyrus.

Tym, co zdziwiło mnie już na początku, było bardzo dobre muzycznie Adore You, które pokazało, że Cyrus może i nie może poradzić sobie z metką słodkiej Hannah Montana, ale udało jej się znaleźć świetnych producentów. Nie jest to już dziecięcy pop-rock ani typowo radiowa propozycja na dwa-trzy miesiące, a ciekawy utwór z pogranicza popu i rapu. W tle można usłyszeć także Paula Dateha grającego na skrzypcach, które dodały całości jeszcze większej wartości. Słuchając tego, co się dzieje w sekcji instrumentalnej, w ogóle nie skupiłem się na banalnym, a wręcz głupim i ckliwym tekstem o miłości życia. Ten jeden element przypomniał mi jednak, że słucham Miley Cyrus, a nie niszowej artystki. 
Bangerz to przede wszystkim głośne single. Liryczne Wrecking Ball od razu skojarzyło mi się z alternatywną muzyką, którą tworzy chociażby... Mela Koteluk. Szkoda, że do tak dobrego kawałka powstał teledysk z tak beznadziejnym scenariuszem, który prędzej nadawałby się do piosenki Fly on the Ball of Love albo Lick My Hammer. Równie pozytywne emocje towarzyszyła mi podczas słuchania We Can't Stop, które trafiło do pierwszej dziesiątki list przebojów na całym świecie, w tym na drugie miejsce w notowaniu amerykańskiego magazynu muzycznego Billboard. Utwór od pierwszych sekund poraża dobrymi elektrycznymi brzmieniami, podobnie jak SMS (Bangerz) nagrane z gościnnym udziałem Britney Spears. Chociaż tekstowo nie powala niczym, słucha się tego bardzo przyjemnie.

Wokalistka znana z przeboju Baby One More Time czy Womanizer nie jest jedynym gościem Cyrus na jej płycie. Album został porządnie także wzbogacony o hip-hop dzięki raperom. French Montana sprawił, że na płycie znalazła się jedna z najpiękniejszych piosenek tego roku, niezwykle emocjonalna i dojrzała FU (rzecz jasna: F*ck You), która skojarzyła mi się z lirycznym repertuarem Alicii KeysNelly pojawił się w równie mocnym emocjonalnie i muzycznie 4x4, Future nagrał z piosenkarką My Darlin', w którym wykorzystali sample z przeboju Stand by Me Bena E. Kinga, a Big Sean sprawił, że Cyrus sama zaczęła rapować i nagrała świetne muzycznie Love Money Party z beznadziejnym tekstem.

Teksty to zdecydowanie najgorsza strona Bangerz. Typowo imprezowe słowa, bez żadnego ciekawego przekazu zepsuły całkowicie pozytywny odbiór płyty. Wiadomo, że taka piosenkarka jak Cyrus nie będzie śpiewać o pokoju na świecie, problemie ekonomicznym na świecie czy o sytuacji w Syrii, ale śpiewanie o niczym (czyli o imprezach, narkotykach czy wiecznej zabawie) nie powalają na kolana. Na albumie znajdziemy także typowo wakacyjne, radiowe #GETITRIGHT, w którym Cyrus śpiewa o dreszczach na udach i uczuciu, jakby nie miała majtek. Ambitnie.. Niemniej jednak sama kompozycja została stworzona, jak cała płyta, na najwyższym poziomie. Na wyróżnienie zasługuje również Do My Thang idealnie wpasowujące się w rytm światowych dyskotek, natomiast spokojne Drive (podobnie jak FU czy Wrecking Ball) uspokoiło nieco zawartość płyty.
Na rozszerzonej wersji albumu znalazły się trzy bonusowe utwory. Jednym z nich jest Rooting for My Baby, które na myśl przywodzi mi twórczość światowych jazzowo-soulowych artystek. Piosenkę zdominował jednak Chris Cab i jego gitara, która dodała wszystkiemu niezwykłego klimatu. Druga z dodatkowych propozycji – On My Own – to energiczna propozycja, podczas tworzenia której Cyrus inspirowała się twórczością Michaela Jacksona. W ostatnim kawałku – Hands in the Air – gościnnie wystąpił Ludacris, który hip-hopowo zamknął album wokalistki.

Zdecydowanie jest to jeden z najciekawszych albumów muzycznych roku. Bardzo dobrze wyprodukowane (głównie przez Michaela Williamsa aka Mike WiLL Made It) i napisane utwory zaskoczyły mnie swoją linią melodyczną oraz dużą dawką emocji. Piosenkarka zatrudniła najlepszych autorów piosenek, producentów, czego efektem jest trzynaście chwytliwych utworów, które zasługują na uwagę i uznanie. Szkoda, że całość psują głupie teksty, które nie mówią o niczym i są tak puste, jak butelka wódki po kilku minutach dobrze zakrapianej imprezy. Wokalistka pokazała jednak, że nieprzemyślanym i wulgarnym wizerunkiem można zepchnąć dobrą muzykę na drugi (albo nawet trzeci, czwarty..) plan. Jeżeli chcecie poznać Miley Cyrus – wyłączcie telewizor, nie oglądajcie jej występów, tylko włączcie Bangerz. Gwarantuję, że polubicie tę płytę, tak jak ja.
TOP 3 of the...  BANGERZ:
» „FU”
» „Wrecking Ball”
» „Rooting for My Baby”

2 komentarze:

  1. Zatrudniła najlepszych autorow tekstów [...], szkoda że całość psują teksty ...
    Poza tym fajna recenzja.

    OdpowiedzUsuń