Dziś po raz drugi wezmę się za hip-hop. Mocno przekonany do „muzyki ulicy” po przesłuchaniu Przemytnika emocji Onara postanowiłem ponownie skonfrontować swoje odczucia do tego gatunku. Dlatego dziś przed Wami... "Z miłości do gry" PeeRZeta!
Przemysław Zakościelny aka PeeRZet rozpoczął swoją działalność artystyczną w 2001 roku, a już trzy lata później wydał pierwszą (nielegalną) płytę – Bezczelnie (z Puzzlem i 2razyPe). 2008 rok przyniósł pierwszy solowy album rapera – Hipocentrum, a kolejne dwa lata to czas, kiedy wraz z innymi hip-hopowcami wydał Vis a vis (z Racą) i Czy ktoś mondry jeszcze soocha? (PeeRZet i DJ NoOne).
26 października 2012 roku światło dziennie ujrzał drugi solowy, a pierwszy legalnie dostępny w sklepach, album PeeRZeta - Z miłości do gry. Przyznam, że płyta na początku w ogóle mi się nie spodobała. W ogóle nie przekonuje mnie zbędne słanie „ku*ew”, „chu*ów” w tekstach hip-hopowych. Ale po wsłuchaniu się w przekaz rapera przestałem zwracać na to uwagę. W utworze Fatamorgana promującym krążek, jak sam rapuje, „pisze diss na siebie sprzed lat”: na Przemka, jakim był – imprezowicza, bez ambicji i przyszłości, a ów „fatamorgana” to nieistniejący cel, do którego dążył w przeszłości. Cenię w ludziach to, że się zmieniają i dają oddać prawdziwej pasji, zwłaszcza twórczej. Właśnie o tym mówi też tytułowy kawałek – Z miłości do gry, np. w refrenie („I wiem, że co chwile rodzi się nowy marzyciel i szlifuje swoje skille poświęcając temu życie”).
Tekst do Dżus poruszył mnie chyba najbardziej. Raper zachęca w nim do zmiany otoczenia i kraju na lepsze dzięki ciężkiej, uczciwej pracy. Zamiast narzekać na niedolę, „życie podrzuca cytryny, wyciskaj z nich dżus”. Równie pozytywne opinie i odczucia mam o Alibi, w którym poruszony został temat dwulicowości ludzi, wszechobecnego fałszu, zwłaszcza w świecie muzyki, show-biznesu. Raperowi się to nie podoba i otwarcie o tym mówi.
Podobny przekaz płynie z Iluzji zwanej rzeczywistością, który promuje cały album. Tym razem „obrywa się” głównie mediom – telewizji, która promuje „gwiazdki”, a nie pokazuje problemów świata i nie działa na rzecz zwykłych ludzi. PeeRZet ostrymi słowami ocenia złe działania mediów, ale także polityków i wielu korporacji.
Podobny przekaz płynie z Iluzji zwanej rzeczywistością, który promuje cały album. Tym razem „obrywa się” głównie mediom – telewizji, która promuje „gwiazdki”, a nie pokazuje problemów świata i nie działa na rzecz zwykłych ludzi. PeeRZet ostrymi słowami ocenia złe działania mediów, ale także polityków i wielu korporacji.
W Kombosach PeeRZet prosi o kupowanie płyt z przesłaniem. Zachęca do pracy, a nie do oczekiwania pieniędzy za darmo. W Szalonym czasie przekonuje zaś do robienia tego, co się kocha dla przyjemności, a nie dla zysku. W Bucu w świetny sposób pokazał przerysowany obraz zadufanego w sobie egoisty. Trafne spostrzeżenia, obserwacje, mocne słowa intrygują i dają do myślenia. Pokazują, jakich zachowań unikać i które z nich są żenujące.
Zupełnie nie przekonały mnie natomiast teksty Tylko ja, Dnia z mojego życia (no, poza tym, że „każdy dzień jest ważny, choć jeden z tysiąca”) oraz Nad tłumem. To właśnie te trzy utwory uważam za najsłabsze z całej płyty. No ale cóż, kwestia gustu...
Dużym plusem większości utworów, poza znakomitymi tekstami, są krótkie wstępy do każdego kawałka – melodyjne, jazzowo-soulowe utwory płynące jakby ze radia lat 60.. Co więcej, tak jak powiedziałem przy recenzji Przemytnika emocji: uważam, że płyty hip-hopowe mają zazwyczaj o wiele więcej, niż słabe, komercyjne albumy. Jeżeli chcecie poznać świat oczami PeeRZeta, dostrzec niezauważalne wcześniej problemy dwulicowości, obłudy oraz usłyszeć rady rapera dotyczące lepszego życia – Z miłości do gry!