Trzy lata od premiery ostatniej płyty, Streets of Gold, 3OH!3 wydał nowy album. Chociaż electro-pop to nie jest mój ulubiony gatunek muzyczny, byłem bardzo ciekawy, co znajdę na czwartym krążku tego amerykańskiego duetu. Nie zawiodłem się…
Nathaniel Motte i Sean Foreman postanowili w 2004 roku stworzyć projekt muzyczny, który nazwali 3OH!3. Trzy lata później zadebiutowali na rynku muzycznych płytą o tym samym tytule. W 2008 ukazał się Want, a w 2010 – Streets of Gold. 18 lipca tego roku na sklepowych półkach pojawiły się Omens.
Już samo intro, Omens, zaczyna się elektronicznie, crunkcore’owo. I chociaż fanem elektroniki w muzyce nie jestem, muzycy oczarowali mnie swoją muzyką. Podobnie wrażenia miałem przy najdłuższym utworze z płyty – Eyes Closed, którego współproducentem został Jukebox. Pomimo całkiem przyjemnych wokali Nathaniela i Seana przetłoczonych przez auto-tune, w utworze przeszkadzał mi natomiast jego dość płytki tekst. A jeśli o tym mowa, to nie można pominąć pierwszego singla – You’re Gonna Love This oraz perwersyjnego Black Hole, który sugeruje jednoznaczne teksty samym tytułem.
Jednak o ile w pierwszym bardzo spodobała mi się linia melodyczna, drugi okazał się jedną z najgorszych i najnudniejszych propozycji od 3OH!3. Swoją drogą, z utworu na utwór od strony muzycznej płyta prezentowała się coraz lepiej. Z przyjemnością słuchało mi się też Make It Easy, a to za sprawą bardzo ciekawych brzmień elektronicznych. Najbardziej radiowy singel Youngblood nasunął mi skojarzenia z mijającymi wakacjami, radiowymi przebojami oraz… sagą Zmierzch. W refrenie piosenkarze śpiewają bowiem:
„Let’s light up the darkYou’ve got the fuel, I’ve got the sparkOooh in my young blood”
Muszę przyznać, że ten utwór uważam za jeden z najlepszych z całej płyty również dlatego, że idealnie wpasowałby się w moją estetykę Konkursu Piosenki Eurowizji. Podobnie odebrałem najspokojniejszy singel z krążka – Back to Life. Znacznie gorzej odebrałem kolejną piosenkę z kategorii „tych nijakich z durnym tekstem o niczym” – Live for the Weekend, które pomimo mnogości elektrycznych wstawek w ogóle mnie nie zaelektryzowało.
Hungover i Two Girlfriends, chociaż nie powaliły od strony tekstowej, z pewnością zainteresowały oryginalnymi dubstepowymi beatami w refrenie (Hungover) oraz ciekawymi skreczami (Two Girlfriends), dzięki czemu bardzo często do nich wracałem. Ostatni utwór z płyty, singel Do or Die, okazał się idealnym podsumowaniem całego albumu. Usłyszałem świetne brzmienia, beaty oraz wstawki, ciekawe wokale (poprawione auto-tune’m), jednak całość zepsuł beznadziejny tekst.
Jak na electro-rockową płytę, Omens nawet mi się spodobało. Muzycznie został nagrany na wysokim poziomie, słychać było pełen profesjonalizm. Większość utworów szybko wpada w ucho (zwłaszcza Youngblood, Back to Life, Make It Easy), jednak równie wiele z nich niszczy (mówiąc krótko) głupia i momentami niesmaczna i mało śmieszna warstwa tekstowa, co słychać szczególnie w Black Hole i You’re Gonna Love This. Na tle poprzednich płyt 3OH!3, Omens prezentuje się średnio: nie porywa tak samo jak Streets of Gold, ale nie irytuje mnie nadmiarem kiczowatej elektroniki, którą poznałem na Want.
TOP 3 of the... OMENS:
» „Youngblood”
» „Back to Life”
» „Mack It Easy”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz